czwartek, 6 stycznia 2011

Za orszakiem Trzech Króli

Dziś dzień wolny. Jakich wiele ostatnio.
Pięknie na zewnątrz było, tylko ten wiatr. Wieszczy zmianę pogody. Bo odwilż podobno idzie. Zobaczymy co nam przyniesie po za dziurami w drogach i zanieczyszczonymi przez psie odchody chodnikami.
Dłuższe spanie, później kibicowanie Justynie Kowalczyk, która znów wygrała. Nie udało mi się kibicować Małyszowi, i nie dobrze chyba, bo coś słabo mu poszło. Ale to pewnie znów wiatr nie wiał tak jakby wszyscy chcieli. I wcale tu nie krytykuję Pana Adama. Jedynie organizatorów Turnieju.
Nie kibicowałem Adamowi, gdyż przed 17 udałem się wraz z Danusią do kościoła św. Brata Alberta na wieczór Trzech Króli. I nie żałuję. Podobnie jak w tamtym roku warto było spędzić kilka godzin w kościele na świetnie przygotowanym widowisku. W tym roku konwencja była podobna, choć było kilka niespodzianek.
A wszystko zaczęło się od wejścia orszaku kolędników idącego z Miejskiego Domu Kultury (organizatora imprezy - gratulacje!). Zespoły kolędnicze z całego województwa wzięły udział w konkursie zapomnianej kolędy. Po nim miała miejsce projekcja filmu Pawła Steczkowskiego "Krótki film o Pogodzie", którego bohaterem był Władysław Pogoda. Mnie film wzruszył i rozśmieszył jednocześnie. Wzruszyła mnie witalność i prostota z jaką odbiera i interpretuje rzeczywistość pan Władysław. Rozśmieszył rubasznym wręcz humorem bohatera.
W międzyczasie śpiewem kolęd zachwycili nas Kasia Liszcz (jak zwykle wspaniały i czysty głos), Ewelina Babiarz (dawno nie widziana, świetnie interpretująca wokalnie kolędy), siostry Basia i Magda Bajor, kapitalnie grające w rodzinnym duecie. Mnie najbardziej zachwycił i zastanowił zespół Teuta Pawła Steczkowskiego. Dobry skład oparty na nim, bracie Marcinie - multiinstrumentaliście, świetnym perkusiście i znanym mi z grupy Manitou Andrzeju Paśkiewiczu (wyborna gitara). Świetne aranżacje kolęd i niespodzianka w postaci zagrania wspólnie z Władysławem Pogodą pozostaną na długo w mej pamięci.
Całość jak zawsze z gracją poprowadzona przez Magdalenę Kriger. Zapomniałbym o Tomku Blicharzu, który jak zawsze kapitalnie akompaniował wokalistkom. Całość dopełniła Kapela Władysława Pogody i Orkiestra MDK (pod dowództwem Krzyśka Kłody). I było jeszcze swojskie jadło pań z Koła Gospodyń Wiejskich z Domatkowa (nie skorzystałem niestety).
Uff!!! wrażenia niezapomniane. Na zakończenie aniołki Grzesia Wójcickiego, jak zwykle nienaganne aktorsko i porywające swoją profesjonalnością.
Z niecierpliwością i przyjemnością będę czekał na rok następny i kolejny wieczór Trzech Króli.

A jutro wolny dzień, trochę pracy. We wtorek kolejny koncert, tym razem kolędy i pastorałki w wykonaniu Manitou, którego przedsmak miałem dziś podczas występu Teuty. Nie mogę się doczekać.

Śpijcie dobrze. Ja jeszcze poczytam...

1 komentarz:

  1. I pewnie nikt nie nagrał tego wspaniałego widowiska, żeby w dalekiej Australii dało się je obejrzeć? ;)

    OdpowiedzUsuń