Dziś dzień wolny. Jakich wiele ostatnio.
Pięknie na zewnątrz było, tylko ten wiatr. Wieszczy zmianę pogody. Bo odwilż podobno idzie. Zobaczymy co nam przyniesie po za dziurami w drogach i zanieczyszczonymi przez psie odchody chodnikami.
Dłuższe spanie, później kibicowanie Justynie Kowalczyk, która znów wygrała. Nie udało mi się kibicować Małyszowi, i nie dobrze chyba, bo coś słabo mu poszło. Ale to pewnie znów wiatr nie wiał tak jakby wszyscy chcieli. I wcale tu nie krytykuję Pana Adama. Jedynie organizatorów Turnieju.
Nie kibicowałem Adamowi, gdyż przed 17 udałem się wraz z Danusią do kościoła św. Brata Alberta na wieczór Trzech Króli. I nie żałuję. Podobnie jak w tamtym roku warto było spędzić kilka godzin w kościele na świetnie przygotowanym widowisku. W tym roku konwencja była podobna, choć było kilka niespodzianek.
A wszystko zaczęło się od wejścia orszaku kolędników idącego z Miejskiego Domu Kultury (organizatora imprezy - gratulacje!). Zespoły kolędnicze z całego województwa wzięły udział w konkursie zapomnianej kolędy. Po nim miała miejsce projekcja filmu Pawła Steczkowskiego "Krótki film o Pogodzie", którego bohaterem był Władysław Pogoda. Mnie film wzruszył i rozśmieszył jednocześnie. Wzruszyła mnie witalność i prostota z jaką odbiera i interpretuje rzeczywistość pan Władysław. Rozśmieszył rubasznym wręcz humorem bohatera.
W międzyczasie śpiewem kolęd zachwycili nas Kasia Liszcz (jak zwykle wspaniały i czysty głos), Ewelina Babiarz (dawno nie widziana, świetnie interpretująca wokalnie kolędy), siostry Basia i Magda Bajor, kapitalnie grające w rodzinnym duecie. Mnie najbardziej zachwycił i zastanowił zespół Teuta Pawła Steczkowskiego. Dobry skład oparty na nim, bracie Marcinie - multiinstrumentaliście, świetnym perkusiście i znanym mi z grupy Manitou Andrzeju Paśkiewiczu (wyborna gitara). Świetne aranżacje kolęd i niespodzianka w postaci zagrania wspólnie z Władysławem Pogodą pozostaną na długo w mej pamięci.
Całość jak zawsze z gracją poprowadzona przez Magdalenę Kriger. Zapomniałbym o Tomku Blicharzu, który jak zawsze kapitalnie akompaniował wokalistkom. Całość dopełniła Kapela Władysława Pogody i Orkiestra MDK (pod dowództwem Krzyśka Kłody). I było jeszcze swojskie jadło pań z Koła Gospodyń Wiejskich z Domatkowa (nie skorzystałem niestety).
Uff!!! wrażenia niezapomniane. Na zakończenie aniołki Grzesia Wójcickiego, jak zwykle nienaganne aktorsko i porywające swoją profesjonalnością.
Z niecierpliwością i przyjemnością będę czekał na rok następny i kolejny wieczór Trzech Króli.
A jutro wolny dzień, trochę pracy. We wtorek kolejny koncert, tym razem kolędy i pastorałki w wykonaniu Manitou, którego przedsmak miałem dziś podczas występu Teuty. Nie mogę się doczekać.
Śpijcie dobrze. Ja jeszcze poczytam...
I pewnie nikt nie nagrał tego wspaniałego widowiska, żeby w dalekiej Australii dało się je obejrzeć? ;)
OdpowiedzUsuń