czwartek, 24 kwietnia 2014

Honorowo

Właśnie przed kilkunastoma minutami wysłuchałem audycji radiowej relacjonującej akcję Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie, która miała miejsce dziś na rzeszowskim rynku. Można było oddać krew oraz zostać dawcą szpiku kostnego. Świetna akcja, sam bym z przyjemnością wziął w niej udział, tylko...właśnie...Praca...

Dlaczego nie da się podobnej akcji zrobić w Kolbuszowej np. na rynku?

W Kolbuszowej od 22 lat działa Klub Honorowych Dawców Krwi. Działa? Mam nadzieję, choć nic o nim nie słychać. Jakie akcje przeprowadza? Gdzie jego członkowie oddają krew? Czy Klub nie może zorganizować akcji oddania krwi w Kolbuszowej? Nie każdy może jechać do Rzeszowa czy Mielca, aby krew oddać. Ja też, choć na swoim koncie mam kilka litrów krwi oddanych, a i chętnie zostałbym dawcą szpiku. Nie mogę jechać jednak do Rzeszowa i to w godzinach pracy.

Swego czasu akcje takie były w Centrum Kształcenia Praktycznego a także na filii Uniwersytetu Rzeszowskiego w Weryni. Już dawno jednak nie słyszałem o takiej inicjatywie w Kolbuszowej. A przecież ekipy wyjazdowe RCK z Rzeszowa krążą po województwie. Były i kiedyś w Kolbuszowej. Czego teraz nie przyjeżdżają? Nie ma w Kolbuszowej kto zorganizować takiej akcji? A może nie ma chętnych do oddania krwi? Gwarantuję, że są...trzeba tylko odpowiednio akcję rozpropagować.

Nie da się?

Dla zainteresowanych strona rzeszowskiego RCK


niedziela, 13 kwietnia 2014

Żyj ekstremalnie, nie normalnie...

I po drodze. Ekstremalnej zresztą.

To było ciekawe doświadczenie. Przygotowywane przez dwa miesiące, okazało się strzałem w dziesiątkę. Stało się przedsięwzięciem, na które czekało wiele osób. I wiele poszło.

W dniu najważniejszym, czyli momencie wyjścia, o godzinie 19.30 rozpoczęliśmy przyjmowanie wszystkich zgłoszonych osób chętnych do przejścia trasy. Poszło sprawnie, kilkanaście osób się dopisało, kilkanaście nie przyszło. W rezultacie na trasę Drogi Krzyżowej wyszło z Kolbuszowej w małych grupkach 120 osób. Grupy wychodziły co kilka minut, aby nie spowodować po drodze większego zatoru. Dzięki opisowi wcześniej przygotowanemu, lepiej się szło (chociaż chwilami miałem wrażenie, że niektórzy je po prostu pochowali i szli z resztą grup). Do tego pomocne były mapy przygotowane przez nas oraz te otrzymane z Nadleśnictwa Głogów Małopolski. Mimo opisów i map byli tacy, co się zagubili po drodze. Mimo przygód dotarli jednak do celu.

Trasa od początku była zabezpieczona przez ratowników Klubu Motorowego i Ratownictwa Drogowego "Nil" pod przewodnictwem Andrzeja Sokalskiego i Darka Pawliny. Chłopaki byli widoczni cały czas na trasie, służąc pomocą. Byli na niej też leśnicy z nadleśnictwa, zabezpieczający trasę na odcinku leśnym.

Wrażenia z trasy? Było pięknie. Niezapomniane wrażenie, gdy na prostej drodze widać było maszerujący szereg kilkudziesięciu światełek. Przystanki na stacjach drogi, modlące się grupy, odpoczywający i chwilami przysypiający, posilający się i nabierający sił do dalszej wędrówki. Młodzi i starsi (nawet 76 letnia pani!), kobiety i mężczyźni.

Nie wszyscy doszli. Nie każdy wytrzymał trudy marszu. Był asfalt, były leśne drogi, było błoto, potok do przeskoczenia...Ilu nas doszło? Wkrótce się okaże po dokładnym przejrzeniu księgi pamiątkowej wpisów i wrażeń po przebyciu drogi. Moim zdaniem około 70-80 osób. Ze 120, które wyszło...Najtrudniejszy dla mnie był odcinek przed samym Rzeszowem, gdy dwa razy przysnąłem w trakcie marszu. Moja grupa doszła do kościoła p.w. Chrystusa Króla po 9 godzinach i 45 minutach. Przed siódmą rano. Pierwsi dotarli tam zaraz po szóstej nad ranem.

Podziękowania...

- Dziękujemy kolegom ratownikom za pomoc i otuchę dla wielu na trasie. 
- Nadleśnictwu Głogów Małopolski za pomoc, mapy i obecność Straży Leśnej na trasie. 
- Księdzu proboszczowi Lucjanowi Szumierzowi za przychylność i piękną oprawę mszy na wyjście. 
- Mediom: "Kolbuszowskiemu Korso", portalowi Kolbuszowa24 , dziennikowi "Super Nowości" (chyba tyle)
- Wszystkim, którzy wyszli na Drogę, 
- Wszystkim, którzy ją przeszli...na bożą chwałę, dla siebie i intencji, które nieśli w sercach. Tak jak ja.

Fotki się pojawiają, za co dziękujemy Markowi Augustynowi - tutaj można kilka obejrzeć.

Za rok na pewno wyjdziemy na Ekstremalną Drogę Krzyżową...Zbierajcie siły.

piątek, 11 kwietnia 2014

Co z tą jedynką?

A co ma  być?

Wszystko już zostało napisane, a nadal mało wie, co się tam dzieje. Prawdę powiem, że i ja tyle wiem. 

Przeprowadzone zostały konkursy na dyrektorów niektórych placówek oświatowych zwyczajowo z powodu kończących się kadencji. Emocje wzbudziły dwie placówki i to obie jedynki: przedszkole i Zespół Szkół. W przypadku tej pierwszej przypominam sobie jak niedawno pani dyrektor zapewniała, że po skończonej kadencji nie będzie więcej kandydowała. Cóż...Borysewicz kiedyś śpiewał "nie wierz nigdy...". 

W przypadku Zespołu Szkół nr 1 konflikt wewnętrzny, który tam ma tam miejsce nie zostanie zażegnany, jeżeli placówką będzie kierowała jedna ze skonfliktowanych stron. Daleki jestem od rozstrzygania, kto ma rację, bo mnie to mało interesuje. Wyciąganie jednak na widok publiczny brudów i problemów jest co najmniej nie na miejscu. 

Przyznam, że z głębokim zażenowaniem czytałem niektóre komentarze traktujące o pani dyrektor. Nie wiem, kto ma racje, jak prowadzi szkołę pani Iwaniak. Jednak wyciąganie publiczne problemów i to akurat przed konkursem musiało być celowe. Dlaczego nikt wcześniej, dwa lata, rok temu nie wspominał, że jest konflikt? A może go nie było? 

I jeszcze jedna uwaga. Przeprowadzanie konkursów na dyrektora szkoły w trakcie trwającego roku szkolnego jest nieporozumieniem. Już wyobrażam sobie atmosferę  w "jedynce" po wyborze nowego dyrektora pani Rabczak, kiedy do końca sierpnia faktycznie rządzi szkołą obecna dyrektorka, pani Iwaniak. Współczuję obu paniom...

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rocznica

Cztery lata temu nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało.

Ja nadal nie mogę...

Dziś przejeżdżając mostem im. Ofiar Katastrofy Smoleńskiej każdy mógł zauważyć wzruszający obrazek: most w barwach biało-czerwonych (kokardy na barierach) i zapalone dziesiątki zniczy wzdłuż barierek. Ta pamięć anonimowa jest o wiele bardziej wzruszająca niż odsłanianie kolejnych tablic, nazywanie kolejnych ulic, rond, mostów imieniem ofiar katastrofy. 

Ja wolę taką, skromną formę pamięci. Bez pomp i orkiestr.

środa, 2 kwietnia 2014

O EDK raz jeszcze

Kiedy kilka miesięcy temu dowiedziałem się o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, odbierałem ją jako przejście dużej grupy osób, które się na nią zapisały, na pewnym odcinku trasy i w określonych warunkach. Wyobrażałem sobie wtedy dużą grupę idącą z latarkami, może pochodniami i rozważającą stacje drogi krzyżowej. Na miarę tego, co organizujemy od kilku lat z Salamandrą w górach.



Wyobrażenia prysły, gdy kilka tygodni temu wraz z ks. Krzysztofem Rusznicą z parafii p.w. Wszystkich Świętych pojechaliśmy na szkolenie liderów EDK do Kalwarii Zebrzydowskiej. Po kliku godzinnym szkoleniu, stwierdziliśmy, że jak wystartuje kilkanaście osób, będzie to sukces. Wyznaczyliśmy trasę najpierw na mapie, potem w terenie. Pieszo, potem rowerem. Będzie ciężko, bo to noc. Jakże inaczej chodzi się w dzień, a jak w nocy. Tu oprócz zwykłego zmęczenia fizycznego działa jeszcze psychika i naturalny strach przed ciemnościami. A w dużej mierze idzie się indywidualnie lub w małych grupkach. 

Dlatego mam nadzieję jako współlider pomysłu, że każdy kto się zgłosił, wie co robi i przeczytał regulamin i wszystkie wytyczne do Drogi, np. 
- oświadczam, ze jestem świadomy ryzyka związanego z udziałem w EDK i mój stan zdrowia jest odpowiedni do jego podjęcia,
- zapoznałem się z opisem wybranej trasy dostarczonym przez pomysłodawców oraz wytycznymi dotyczącymi  trasy EDK i wiem, że to ja podejmuję ostateczną decyzję, jaką trasą chcę pójść,
- wiem, że EDK jest indywidualną i dobrowolną praktyką religijną, nad którą nie czuwa żaden organizator

Warto przed wyjściem w trasę przeczytać też informacje jak się przygotować do trasy. Kiedy już wyjdziemy na trasę, to podstawowym warunkiem jest MILCZENIE. Jak poruszać się na trasie poczytać można na stronie EDK - na trasie Po przetestowaniu trasy przypuszczam, że jej pełne przejście od początku do końca zejdzie około 11-12 godzin. To będzie optymalny czas.

Warto więc trochę przez te kilka dni poprawić swoją kondycję, ćwicząc, biegając lub chodząc z kijami. Ja dołożyłem zamiast biegania rower. I sam się boję, że nie przejdę. Serio...